Forum www.dreamtennisfootball321.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Chorwackie rozmowy rolowane

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.dreamtennisfootball321.fora.pl Strona Główna » Proza... Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Chorwackie rozmowy rolowane
Autor Wiadomość
mestari




Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Prabuty

Post Chorwackie rozmowy rolowane
Prosz bardzo Smile


Luka Modrić od lat już kilkunastu poważnych kłopotów nie miewał. Nie dziwiło to nikogo: piłkarz roku 2007 w Chorwacji, podpora reprezentacji, jeden z ulubieńców legendarnego „izbornika” – czego więcej od życia chcieć w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat? Chyba ptasiego mleka tylko. Z osądem tym cudowne dziecko chorwackiej piłki w pełni się zgadzało i korzystało z uroków życia w znacznym stopniu.
A jednak. W idylli Luki coś się ponuro zepsuło. Przyznawał to dość niechętnie, ale fakt pozostawał faktem. Nie bardzo wiedział, co z tym fantem począć: rozmyślał nad problemem – źle, przespacerował się – źle. Poklął sobie nawet ze złości – znowu źle.
- Co tu robić, cholera jasna? – rzekł w zamyśleniu do swojego odbicia w szybie kredensu. Jednakże niewątpliwie przystojne odbicie nie znało odpowiedzi na to retoryczne pytanie.
W pewnej chwili nad głową znękanego Modricia zapaliła się symboliczna żarówka. Charakterystycznie kierując palec wskazujący ku sufitowi, niczym pomysłowy Dobromir, podskoczył w górę, jakby mu dziesięć lat ubyło.
- Jestem geniuszem! – wykrzyknął nieskromnie, czym ściągnął na siebie uwagę drugiego bramkarza reprezentacji, Runje, który popalał na balkonie cygara, wbrew wyraźnemu zakazowi Bilicia.
- Luka, odbija ci? – zawołał nieposłuszny palacz.
- Skąd... Wiesz, gdzie wywiało Slavena?
- A siedzi tam na balkonie niżej i brzdąka na gitarze... Tylko ani słowa o moich cygarach, bo skopię twoje „nieziemskie” cztery litery, obiecuję.
- Nieziemskie... Ja cały jestem nieziemski – Modrić wyszczerzył zęby w uśmiechu.
W odpowiedzi kolega pokazał mu środkowy palec. Luka wystawił w jego kierunku język, po czym pognał przez pokój, a dalej schodami w dół, niczym rącza antylopa gnu, albo ruchliwy okaz gazeli. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy ujrzał na horyzoncie plecy trenera. Uspokoił oddech, po czym poszedł dalej krokiem dużo wolniejszym – musiał wyglądać, jak grzeczny i uładzony podopieczny.
Runje bardzo precyzyjnie określił to, czym aktualnie zajmował się Slaven Bilić. Rzeczywiście „brzdąkał” – bez gitary żyć nie mógł, nigdzie się bez niej nie ruszał – ale grał jakoś dziwnie. Nie na rockową nutę, do czego przyzwyczaił swoich piłkarzy, a jakoś refleksyjnie, spokojniej. Zdaje się, że podśpiewywał też sobie pod nosem. Luka początkowo słów nie zrozumiał, ale kiedy się nieco zbliżył, rozpoznał dobrze znaną sobie piosenkę – „Nema više moje Marijane”.
- Przydałoby się zmienić imię w tekście, wiesz? – zagaił Modrić.
Slaven westchnął ciężko, odłożył gitarę, po czym spojrzał w oczy niesfornego chłopaka.
- A jakie proponujesz?
- Andrijanę na przykład.
Mordercze spojrzenie, jakie spadło na młodzieńca mówiło samo za siebie – przesadził, jak zwykle. Zawsze był bezczelny, czym doprowadzał wszystkich do szału. Wszystkich, ale nie Slavena Bilicia. On, jak przystało na czterdziestoletniego ojca dwójki dzieci, umiał utrzymać Lukę w ryzach i nawet udawało mu się nie wpadać w pasję, gdy ten zaczynał demonstrować swoje zdolności w kwestii braku taktu.
- Po co samemu sobie dół kopać? – odpowiedział pytaniem „izbornik”.
- Tęsknisz, co?
- To już nie twój interes, chłopcze... – Bilić demonstracyjnie wzniósł oczy do nieba. – Mów, co cię tu przywiało i spływaj jak najszybciej.
Luka miał ochotę kopnąć trenera za ostatnie zdanie. Przezornie wstrzymał się jednak od tego. Posmutniał nieco, bo przypomniał mu się jego problem.
- Oj, Luka, Luka, przejdź choć raz do sedna sprawy bez pajacowania – Slaven pogłaskał podopiecznego po głowie dziwnie pieszczotliwym gestem, jakby miał przed sobą nie Modricia, a swojego synka. – No, opowiadaj.
- Dobrze, dobrze. Mam pewien problem... sercowy.
- Sercowy, powiadasz? Słucham.
- Nie kocham już swojej dziewczyny. – wyrzucił z siebie chłopak.
Nieoczekiwanie Slaven zaczął się śmiać, ale nie było w tym śmiechu ani krzty wesołości. Raczej takie gorzko – ironiczne „coś”, co nie spodobało się Luce.
- To nie jest śmieszne, to poważne i tragiczne – wydął usta w geście urazy.
- Wcale nie twierdzę, że to śmieszne – głos Bilicia pełen był powagi. – Tylko nie rozumiem, w czym widzisz problem. Nie kochasz – rzuć. Jak twój trener, skarbeńku.
- I co, to takie łatwe?
- Nie. Cholernie trudne. Bo kilku miesięcy czy lat bycia razem nie wymażesz, zawsze coś pozostanie. I nie chodzi mi w tym miejscu o tatuaż – wskazał na swoje ramię.
Modrić prychnął, niczym rozjuszone kociątko, dając wyraz swojemu sceptycyzmowi.
- Jasne. Jak sobie wyobrażę łzy, sceny, pranie brudów w prasie, to mnie trzęsie. Jak ty sobie z tym poradziłeś?
- Primo: o żadnych łzach nie było mi wiadomo. Sekundo: moja żona miała w sobie zbyt dużo dumy, by robić sceny. Tertio: Andrijana to kobieta o kulturze na wysokim poziomie.
- Dobra, to skarb, nie dziewczyna. A co, jeśli ja na taką perełkę nie miałem szczęścia trafić?
- Cóż, chłopcze, ryzyko jest wliczone w cenę.
- Nie chce nic mówić, Slavene, ljubavi moja, ale za przeproszeniem pierdolisz o głupotach.
Każdy ma pewną granicę cierpliwości. Do swojej dotarł właśnie Slaven Bilić. Zniecierpliwiony swoim podopiecznym wstał, wykrzywiając się przy tym w arcypaskudny sposób do zachodzącego słońca. Przemówił w swoim stylu, gubiąc gdzieś nienaturalny spokój czy wręcz apatię:
- Luka, do cholery jasnej! Na kretyńskie pytania udzielam kretyńskich odpowiedzi. Próbuję ci przekazać, matole patentowany, że przykrych momentów nie unikniesz. A wydaje mi się, że przyszedłeś tu po to, żebym ci poradził jak rozstać się bezinwazyjnie i łatwo. Otóż rozczaruję cię, bo tak się nie da. Nie da i tyle. Tak więc pożegnaj się z tą panną, jeżeli już musisz, i spróbuj sobie z tym poradzić. Rozumiem, że czasem smutno samemu w łóżku...
- Slaven! Ty tylko o jednym!
-... Ale idzie się przyzwyczaić, ośle. Nie użalaj się nad sobą – ciągnął trener, jakby mu nie przerwano.
- Skoro tak mówisz... Równy z ciebie gość, wiesz?
- Tak. A teraz zmykaj do łóżka i kolorowych snów.
Luka odwrócił się posłusznie, ale po dwóch zaledwie krokach przystanął.
- Czego znowu? – „tatuś Slaven” zmierzył go ostrym spojrzeniem.
Modrić uśmiechnął się niczym dziecko, które chce dostać upragnionego cukierka, robiąc przy tym do swojego trenera wyjątkowo słodkie oczy.
- Tak sobie pomyślałem, że... No...
- Co, baranie, co?
- Dasz mi numer Andrijany? – Luka w tej chwili wręcz rozbrajał słodyczą.
Bilicia zatkało. Wpatrywał się w chłopaka z takim zdumieniem, że ten wybuchnął śmiechem.
- To jak? Skoro to taka fajna babka, to się koło niej zakręcę.
Slaven odwrócił się do niego plecami i zaczął przerzucać swoją torbę. Wydobył z niej... różaniec, którym zaczął okładać Lukę po głowie i plecach.
- Ej, a to za co?
- Za chęć do życia i miłość do Chorwacji, pawianie jeden! Jeszcze tego brakowało, żebyś zaczął mi dzieci deprawować! A masz!
- Aha, jesteś zazdrosny! Slaven zazdrosny brzmi prawie tak nieźle, jak Slaven seksowny...
Tym razem w stronę Luki oprócz zdwojonych razów drewnianymi paciorkami posypała się też spora wiązanka przekleństw – jak przystało na rockmana, Bilić w słowach nie przebierał.
- Hej, trenerze, tam wyżej Runje pali cygara! – „radosna twórczość” Modricia sięgnęła apogeum.
Osiągnął to, co chciał. Slaven zajął się nieposłusznym bramkarzem, wymyślając mu z głową zadartą w górę, co wykorzystał młody Chorwat na szybkie umknięcie z pola rażenia, czyli z zasięgu Slavenowego różańca.
Tymczasem jednak głośny okrzyk „Modrić, jak ja cię dorwę!” zwiastował, że torturom nie koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:43, 20 Lip 2008 Zobacz profil autora
martinatorres
Administrator



Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zielona Góra

Post
Bardzo dobrze napisane...
Zabawne, konkretne...
Nie ma zbytnich rzeczy które zakłucają czytanie...
Oby ta dalej, mestari...
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Nie 22:57, 20 Lip 2008 Zobacz profil autora
mestari




Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Prabuty

Post
Dzięki Smile Kurczę, miała być jednorazówka, a jakoś chce mi się to ciągnąć dalej...


Post został pochwalony 0 razy
Pon 16:04, 21 Lip 2008 Zobacz profil autora
mestari




Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Prabuty

Post
Część II

"Gdy wpadasz na Modricia"


- MODRIĆ! CHODŹ TU, BO CHCĘ CIĘ ZABIĆ!
Głośny wrzask wyraźnie podminowanego Runje niósł się echem po korytarzach ośrodka, wypłaszając z pokojów większość piłkarzy – wszyscy byli ciekawi, skąd ten hałas. Tylko biegnący przed siebie z prędkością światła Luka to wiedział, ale nie miał czasu, by kogokolwiek o tym informować. Zastanawiał się właśnie, gdzie by tu zwiać przed łapskami bramkarza. Z dwojga złego wolał już różaniec Slavena, ale oczywiście ściągnąć na siebie kolejny kłopot musiał, bo nie przeżyłby tego. Nie na darmo mawiał: „kłopoty to moje drugie imię”.
- Niko, zjeżdżaj! – krzyknął w kierunku kolegi, dostrzegając w nim jakąś nadzieję ratunku.
Refleks Kranjcara pozostawiał jednak wiele do życzenia, czego efekt niedługo ukazał się w całej swojej groteskowości: Luka wylądował na koledze, który boleśnie zderzył się z podłogą.
- Ała... Złaź ze mnie, zboczeńcu – jęknął Niko. – Ja jestem hetero, zapomniałeś?
Modrić nie odpowiedział, bo dostał nagłego napadu śmiechu, którego za żadne skarby Bałkanów nie mógł stłumić. Wobec braku reakcji Luki, Kranjcar po prostu go z siebie zepchnął, pozwalając mu na bezkarne tarzanie się po podłodze w spazmach śmiechu.
- Zamknij... Hahaha... Drzwi – tylko tyle „uciekinier” zdołał z siebie wydusić.
Rad, nierad, Niko wstał, choć miejsca, które ucierpiały po kontakcie z podłogą wciąż bolały, i spełnił prośbę Zmierzył wciąż duszącego się kolegę zdegustowanym spojrzeniem.
- Luka, co z tobą? Podczas kabaretu cię poczęto, czy jak?
- A niby skąd mam wiedzieć? Nigdy o to rodziców nie pytałem, ale mogę zadzwonić...
- Daj sobie spokój. Powiedz lepiej, dlaczego nagle wpadasz do mojego pokoju i powalasz mnie na podłogę. To bolało.
Modrić usiadł, wznosząc wskazujący palec do sufitu i robiąc minę aniołka. Na Kranjcarze jego aktorstwo najwyraźniej nie zrobiło wrażenia, bo złowrogo wycedził „Gadaj”.
- Zwiewam przed Runje. Chce mnie zabić, jak zresztą słyszałeś.
- Ojej, a to za co?
- Powiedziałem Slavenowi, że pali cygara.
Niko wybuchnął śmiechem. Temat palenia zawsze stanowił punkt zapalny kadry: jak tu słuchać trenera, który tego zabraniał, a sam wypalał całkiem sporą ilość papierosów? Nijak. Dość często Chorwaci – palacze łamali trenerski zakaz, stawiając sobie za przykład Roberta Prosineckiego, który grał świetnie mimo faktu, że dwie paczki dziennie były dlań normą.
- Trzeba wiedzieć, kiedy zamknąć paszczę... – zanucił żartobliwie Kranjcar na nutę „Trzeba wiedzieć, jak ze sceny zejść”.
- Chciałem się wyrwać Slavenowi, bo mnie okładał różańcem.
- Czyli i tak rozrabiałeś na całego. Powiedziałeś trenerowi, że nie umie grać na gitarze?
- Nie. Spytałem się, czy da mi numer swojej byłej.
Kranjcar na swoje nieszczęście podniósł właśnie do ust szklankę z sokiem. Słysząc odpowiedź Luki parsknął śmiechem i wciągnął nosem połowę jego zawartości.
- Uderzyłeś się w głowę? – wykrztusił.
- Tak mi się tylko powiedziało, co w tym złego?
Niko uderzył się w czoło, wyraźnie zrozpaczony wypowiedzią Modricia.
- Andrijana ma jakieś trzydzieści cztery – trzydzieści pięć lat, dwójkę dzieci i lekką nadwagę, a poza tym jest byłą Bilicia i jest niepodrywalna. Musiałbyś upaść na ten swój głupi łeb, żeby próbować z nią flirtować.
- Niko, weź się lecz czy coś, bo mnie załamujesz. Tak sobie zażartowałem.
- Ja mam nadzieję. Słuchaj, czy to nie Runje? Tak, wywrzaskuje, że cię zabije.
Luka w panice zerwał się na równe nogi, tocząc po pokoju dzikim wzrokiem, jakby upatrywał miejsca, w którym mógłby się schować. Wzrok jego spoczął na szafie, jakiejś wnęce, a nawet, o zgrozo, na lampie. Być może rozważał podwieszenie się tam, zupełnie jak w reklamie tamponów.
- Wiej, bałwanie! – doradził mu Niko, powściągając śmiech. – Wiej, bo jak cię Vedran dorwie, to nie wróżę ci świetlanej przyszłości.
Luka usłuchał, bo innego wyjścia nie miał. Na dodatek życzliwy Niko pomógł mu w opuszczeniu pokoju kopniakiem. W ten sposób zrewanżował mu się za powalenie go na glebę.
- Kurac, kurac, kurac! – Luka płynnie klął pod nosem. – Do czego to doszło, żebym ja musiał przed drugim bramkarzem Chorwacji uciekać...
Zatrzymał się tak szybko, jak szybko przedtem biegł. Poczuł, że z czymś lub kimś się zderzył, po czym ów ktoś (lub coś) upadło na ziemię. Zapiszczało przy tym żałośnie, kojarząc się Modriciowi ze skrzywdzonym ptaszkiem. Piłkarz mimowolnie opuścił wzrok do poziomu podłogi: tym razem jego „ofiarą” okazała się dziewczynka, na oko mająca trzy lub cztery lata. Miała rude włoski, przenikliwe, niebieskie oczy i śmieszny nosek. Przyglądała się Luce z wyraźnym wyrzutem. Rozbudziło to sumienie chłopaka, więc chciał pomóc jej wstać. Mała odrzuciła jednak taki przejaw dobrej woli z jego strony: sama stanęła na nogi i otrzepała sukienkę, ani myśląc o płaczu. Nie przestawała świdrować Modricia spojrzeniem pełnym pretensji. Przysiągłby, że to spojrzenie było znajome. Nawet bardzo znajome.
- Alani, gdzieś ty znowu polazła? – zanim piłkarz zdążył się odezwać, za nim rozległ się kobiecy, nieco poirytowany głos.
- Tutaj jestem, mama! – zawołała mała.- Sukałam taty, ale jakiś pan mnie pzewlócił. Taki nieupzejmy...
Luka uniósł brwi, zdziwiony takimi słowami. Nikt nie lubi dowiadywać się o sobie nieprzyjemnych rzeczy, nawet jeśli wypowiada je uroczo sepleniące, szczere do bólu dziecko. Osąd na jego temat zabrzmiał jednak dorosło i poważnie.
- Chyba nic ci się nie stało, córciu? – kobieta wreszcie dogoniła swoją pociechę, troszcząc się o jej stan po kontakcie z ziemią.
Ani jedna, ani druga nie zwróciły najmniejszej uwagi na zdumionego Modricia. Jego zaciekawiony wzrok krążył od dziewczynki do blondwłosej kobiety, jak podczas meczu tenisa. Także w przypadku starszej z pań nie mógł pozbyć się wrażenia, że kiedyś ją widział.
- Nie. – stwierdziła pogodnie Alani. – Mogę iść do taty?
- Czekaj, zaraz cię zaprowadzę. A panu, panie Modrić, radziłabym uważać. – jej mina sugerowała, że najchętniej zdeptałaby go teraz obcasem.
- Przepraszam. – wybąkał Luka, wciąż nie mogący otrząsnąć się z szoku.
Niezręczną dość dla młodego Chorwata sytuację przerwał Runje, który właśnie pojawił się na horyzoncie. Nie bacząc na obecność dam, przystąpił do obiecanego Modriciowi „obrzędu”, czyli skopania jego nieziemskich walorów.
- Vedran, zabieraj łapy od Luki – nieoczekiwanie do akcji wkroczył „izbornik”, zjawiając się niczym Superman. – On ma poprowadzić moją drużynę do mistrzostwa świata, więc ma być dyspozycyjny. A po tobie raczej płakać nie będziemy, mamy Pletikosę. O, cześć księżniczko – dodał, bo zauważył Alani, patrzącą nań ze szczerym podziwem.
- Tatuś! – ucieszyła się. Slaven od razu wziął ją na ręce i zwrócił się do byłej żony.
- Dziękuję, że ją przyprowadziłaś. Aha, nie przejmuj się nimi – Bilić zamaszyście wskazał na swoich podopiecznych. – Oni tak zawsze.
- Ach tak – uśmiechnęła się Andrijana. – To ja już pójdę. Do widzenia.
Luka nagle przypomniał sobie, skąd obie były mu znajome. Przekonał się też, że Niko miał rację – Andrijana Bilić naprawdę niewiele sobie robiła z osobników płci przeciwnej. Chłopak postanowił pójść do siebie i wyśmiać się do woli – tym razem szedł powoli, żeby znowu na kogoś nie wpaść.


Post został pochwalony 0 razy
Wto 20:27, 22 Lip 2008 Zobacz profil autora
mestari




Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Prabuty

Post
Slaven po królewsku rozsiadł się na krześle, nogi opierając na niskiej pufie. Przez okno napływały doń odgłosy nocy, wybitnie odprężając. Wygospodarowanie chwili tylko dla siebie nie było zadaniem łatwym. Bilicia od zawsze przepełniała pozytywna energia, nigdy nie leniuchował: jesli nie trenował z piłkarzami, to pojawiał się na próbach kapeli Rawbau, wypełniał obowiązki ojca... i jescze milion innych zajęć mógł dla siebie wynaleźć. Czasem jednak potrzebował wyciszenia, jak każdy. Jeśli nachodziła go chęć na odpoczynek, to potrafił wywrócić cały plan dnia do góry nogami, aby pobyć w ciszy i samotności. Dzisiaj, na ten przykład, zrezygnował z wieczornego treningu, zaganiając podopiecznych wcześniej do łóżek. Uporawszy się ze zgrają zdegenerowanych facetów, nakłonił do położenia się małą Alani. Nie chciała iść jeszcze spać, niebywale grymasiła, ale ostatecznie uległa senności i łagodnym perswazjom swojego Księcia.
Zadowolony z niewątpliwych sukcesów pedagogicznych trener, heroicznie powstrzymując się od zapalenia papierosa, sięgnął po ksiązkę. Była to pozycja o prawie socjalnym i cywilnym. Pożyczył ją od Andrijany podczas ostatniej wizyty u Leo i Alani, tydzień wcześniej.
- Po co ci tak gruba książka? - zapytała wtedy. - Chce ci się ją czytać?
- Widzisz, moja droga, zawsze zazdrościłem ci tytułu magistra - żartobliwie ripostował Slaven. - Odświeżę swoją wiedzę i być może moje prawnicze kompetencje będą sięgać trochę dalej niż mury splickiego uniwersytetu...
Andrijana śmiała się z jego nagłego popędu do edukacji, niemniej życzyła powodzenia. Bilić od razu przekonał się, że doping był mu potrzebny: wiadomości nie wchodziły już tak łatwo, jak kiedyś. Zawziął się jednak i konsekwentnie przypominał sobie treści kodeksów i inne zawiłości prawne.
Technika jest czasem przekleństwem ludzkości. Przekonał się o tym i Slaven w chwili, kiedy leżący w drugim końcu pokoju telefon przeraźliwie zapiszczał, zakłócając spokojny sen Alani. "Izbornik" zaklął szpetnie, dopadając aparat zanim zdołał zadzwonić po raz drugi.
- Halo? - rzucił.
- Slaven, możesz rozmawiać? - zapytał kobiecy głos, z wyraźnym wahaniem.
- Mogę - odpowiedział sucho trener, poprawiając Alani kołderkę. - Co się stało, Katarzyno?
- Karolina chciałaby przyjechać do ciebie.
Slaven zaniemówił na chwilę. Od lat skrywał pewną tajemnicę: miał nieślubną córkę, teraz liczącą już około dwudziestu lat. Uznał ją, łożył na utrzymanie, ale znał dziewczynę tylko ze zdjęć. Nie mógł zdobyć się na to, zeby spotkać się z nią, ani też na to, żeby komukolwiek powiedzieć o tym, że ma trzecie dziecko. Nawet Andrijana nie miała o tym pojęcia. Ukrywał to przed nią, nie chcąc krzywdzić kobiety, którą kiedyś bardzo kochał. Czasem myślał o tym, by poznać Karolinę bliżej, ale musiał do tego dojrzeć. Tymczasem ona sama miała zrobić pierwszy krok...
- Skoro chce, to nie zabraniaj jej tego - odezwał się wreszcie. - Ja na pewno nie mam nic przeciwko...
- To dobrze. Będzie jutro wieczorem.
Powiedziawszy to, rozłączyła się, nie tracąc nawet czasu na słowa pożegnania. Slaven westchnął ciężko. Niewątpliwie miał szczęście do kobiet: jeśli je porzucał, były zbyt dumne na to, aby pokazywać mu, jak bardzo rozstanie je boli. Dawały mu do zrozumienia, że znaczy dla nich tyle, co martwy przedmiot.
"Wszystko mi się ali na stare lata..." - pomyślał.
Z zamyślenia wyrwała go Alani, siadając na łóżku i przecierając oczka.
- Tatusiu, czy to mama dzwoniła? - zapytała sennie.
- Nie, to nie mama. Śpij, córeczko...


Post został pochwalony 0 razy
Pon 14:59, 28 Lip 2008 Zobacz profil autora
martinatorres
Administrator



Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zielona Góra

Post
Nie no, skarbie...
Ty masz zdecydowany talent...
Pisz, pisz dalej, kochanieńka... Very Happy Very Happy
Tylko nie daj nam na to zbyt długo czekać... Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martinatorres dnia Pon 19:30, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Pon 16:28, 28 Lip 2008 Zobacz profil autora
mestari




Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Prabuty

Post
Trener zasiadł za kierownicą srebrnej terenówki, tej od niewdzięcznych funkcji i „brudnej roboty”. Na jej tylnym siedzeniu wierciła się mała Alani, uprzednio spacyfikowana tam dla bezpieczeństwa. Mimo zapewnień piłkarzy, że zajmą się małą, Slaven wolał wziąć ją ze sobą. Nigdy nie powierzyłby zaszczytnej funkcji opieki nad swoim dzieckiem podopiecznym – miał przestarzałe poglądy w kwestii córek i samochodów.
- Tato... – pytała ciekawie dziewczynka. – Dokąd jedziemy?
- Na lotnisko – odpowiedział Bilić. – Widzisz, Księżniczko, tatuś będzie miał gościa.
Tyle wystarczyło, aby zaspokoić ciekawość czterolatki. Alani zajęła się ukochanym pluszowym kotkiem, nucąc przy tym poznaną w przedszkolu piosenkę o niedźwiadku. Trzeba przyznać, że ku cichej uldze jej ojca. Slaven nie miał dość cierpliwości, aby przez dłuższy czas odpowiadać na długą listę pytań swojej potomnej, a ta była przyzwyczajona, że mama rozświetla mroki dziecięcej niewiedzy ze stoickim spokojem, więc wymagała od ukochanego taty tego samego. Tymczasem ojciec marnotrawny przy piętnastym z kolei „dlaczego?” zaczynał liczyć w duchu do dziesięciu.
Pieśń o egzystencjonalnych problemach misia, który bał się iść do lasu gościła na ustach Alani przez całą drogę. Wesoła była z pewnością i wpadała w ucho do tego stopnia, że nawet Slaven – fan Stonesów – zaczął ją pogwizdywać zamiast nieśmiertelnego „Sympathy for the devil”. Śmiejąc się z siebie po cichu, zaparkował samochód. Niesamowite, co wyrabiało się z nim na starość.
- No, mała, jesteśmy – rzekł pogodnie do córeczki. – Wysiadaj.
Dziewczynka zgrabnie wykonała polecenie, niczym gimnastyczka artystyczna jakąś figurę. Slaven wziął ją na ręce, bacznie przy tym rozglądając się w poszukiwaniu znajomej mu ze zdjęcia sylwetki. Nie czekał bardzo długo – jak miał się niedługo przekonać, Karolina była osobą niezwykle punktualną.
Młodziutka dziewczyna nie była z pewnością kandydatką do tytułu Miss Świata. Miała jednak w sobie wiele wdzięku, który przyznawali jej wszyscy. Włożyła czerwoną sukienkę w delikatny kwiatowy deseń i dopasowany do niej kapelusz, spod którego spływały na plecy długie, ciemnobrązowe włosy. Twarz jej była okrągła (zjednała Karolinie przydomek „pączuszek”) i blada, nos nieco zadarty, usta małe, ale pełne, oczy zaś niebieskie, nieco skośne. Tyle zauważyłby przeciętny obserwator. Bardziej wnikliwy dostrzegłby, że spojrzenie dziewczyny było pogodne i czyste, usta sygnalizowały siłę charakteru, a wyraz twarzy sugerował spokój, powagę i rozmysł. A jednak kiedy Slaven uśmiechnął się do niej, wyraz ten zniknął, zastąpiony przemiłym uśmiechem, który zdawał się dużo mówić o jej naturze. Był rozbłyskiem nieprzeciętnej osobowości – tak innej, pięknej i uroczej. Dzięki tym uśmiechom ona i trener zostali przyjaciółmi, zanim zdążyli zamienić choć słowo.
Bilić powitał Karolinę ciepło, a ta nie okazała najmniejszej nieśmiałości. Odpowiedziała na jego powitanie serdecznym uściskiem, wesoło zapoznała się też z małą Alani, która przyglądała się jej raczej niechętnie.
Podczas drogi powrotnej trener przyglądał się swojej latorośli z ukosa. Na próżno szukał w Karolinie podobieństwa do siebie – wybitnie wdała się w matkę. Ciekaw był, czy charakter również miała ten sam.
- Na ile tu przyjechałaś? – spytał.
- Może na zawsze – odpowiedziała szczerze. – Dostałam się na wydział prawa na tutejszym uniwersytecie.
Bilić pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Niesamowite – powiedział do siebie.
- Co jest niesamowite? – zainteresowała się.
- Cóż, sam jestem prawnikiem, moja była żona też... A teraz ty też decydujesz się na ten zawód.
Uśmiechnęła się.
- To rodzinne chyba.
- Poradzisz sobie sama w obcym kraju? – zastanowił się Slaven.
Karolina westchnęła, zakładając włosy za ucho.
- Mam dość pieniędzy, żeby kupić małe mieszkanie, a potem pójdę do jakiejś pracy. Znam język.
Coś w jej tonie mówiło Slavenowi, że doskonale da sobie radę i to bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz. Karolina była jak kot – chadzała własnymi drogami.
Po przyjeździe do ośrodka młoda podróżniczka zaczęła ziewać – pora była późna, a przebyła tego dnia niemały szmat drogi, – więc trener oddał jej do dyspozycji jeden wolny pokój i życzył dobrej nocy.
Dziewczyna rozejrzała się wokół. Jej tymczasowe lokum było z pewnością wygodne i przyjemne. Dokonawszy przeglądu, wygrzebała spod sterty ubrań w torbie kosmetyczkę, z której systematycznie zaczęła wyciągać swoje klamoty. Miała tam szampon, mydło, szczoteczkę i pastę do zębów. Uzupełniła zestaw o koszulę nocną i powędrowała do łazienki.
Kładła się do łóżka z myślą „nie znoszę przenoszenia się na nowy grunt”. Wiedziała, że jutro zmieni zdanie, ale nie byłaby sobą, gdyby odrobinkę nie ponarzekała.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:11, 10 Sie 2008 Zobacz profil autora
martinatorres
Administrator



Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zielona Góra

Post
Bravo, doskonałe...
Czekam na więcej...
Jak najwięcej i romantycznie... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:20, 10 Sie 2008 Zobacz profil autora
mestari




Dołączył: 12 Lip 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Prabuty

Post
Sędzia uniósł gwizdek do ust i zadął weń. Koniec! Na boisku zaroiło się nagle od piłkarzy w niebieskich kostiumach z biało – czerwoną szachownicą. To, co przed chwilą zrobili sprawiło, że biegali po boisku jak szaleni, krzyczeli, ściskali się wzajemnie, a innym razem znów całowali. Ale jako mistrzowie świata A.D. 2010 mogli sobie na to pozwolić.
A pośród nich był Luka Modrić, najjaśniejsza gwiazda, król strzelców imprezy, ten, który upokorzył Włochów...
Nagle wszystko się zatrzymało. Przed zdezorientowanym Luką pojawiło się coś, co wyglądało jak budzik w kształcie biedronki, całkiem pokaźnych zresztą rozmiarów. Stanął przed piłkarzem i oskarżycielsko położył łapkę na swoich wskazówkach.
- Czegoś tu chciała, Biedronciu? – odważył się zapytać Modrić.
- Czas wstawać, baranie! No, już! – łagodna z pozoru biedroneczka zagrzmiała tak, że wrzaski rozeźlonego Slavena Bilicia zdawały się przy tym cichutkie jak popiskiwanie myszki.
- Co do...
Biedronka nie wdawała się w dalsze dyskusje. Po prostu zaniosła się przeraźliwym piskiem...
Luka otworzył oczy. Nie znajdował się na stadionie, a w swoim łóżku. Leżał całkowicie odkryty, w samych slipkach, a brutalnie potraktowana kołdra wylądowała na podłodze. Na szafce nocnej zaś stał sprawca tego stanu rzeczy – budzik w kształcie biedronki – i rzeczywiście piszczał, wskazując godzinę siódmą rano.
- A niech cię cholera! – mruknął Modrić, wyłączając ten cud techniki i folgując sobie dodatkowo zrzuceniem go na podłogę.
Nie było mowy już o spaniu, Luka wiedział zresztą, że najdalej za pół godziny trener zacznie biegać po pokojach i zrzucać piłkarzy z łóżek. Dlatego też zamaszyście wygramolił się z łóżka, przeciągnął się i wsunął stopy w ukochane kapcie – króliczki. Postanowił odświeżyć się porannym prysznicem, póki do łazienki nie zwali się Niko – elegancik.
Trochę to trwało, zanim w stercie swoich klamotów odgrzebał te potrzebne do porannej toalety, ale w końcu je zebrał i pobiegł do łazienki.
Drzwi zastał zamknięte, a ze środka dobiegał plusk wody, co go trochę zdziwiło. Kto mógłby zerwać się o tak barbarzyńskiej porze? Jego zdziwienie sięgnęło apogeum, kiedy do jego uszu doszedł kobiecy głos, nucący piosenkę.
Volim osmijeh tvoj baš dobro ti stoji
još ti bolje stoje poljupci moji
ma kriv je meni svako
kom smiješ se ti, moja ljubavi

Modrić aż oparł się o futrynę w niemym podziwie. Spodobał mu się ten głos: taki był świeży, mocny i czysty. Stwierdził nagle, że mógłby spędzić wiele godzin po prostu stojąc i słuchając go.
Volim osmijeh tvoj i nosi ga uvijek
smij se samo, dušu mi grij' zauvijek
i krivi su mi svi, i krivo mi je sve
kad sam bez tebe
- skończyła dziewczyna, zakręcając kran.
„Zapowiada się ciekawie.”, pomyślał bezwiednie Chorwat „Jeśli właścicielka jest tak śliczna jak jej głos, to...”
Nie dokończył myśli, bo drzwi nagle się otworzyły i stanęła w nich rzeczona właścicielka głosu, który tak spodobał się Modriciowi. Wyszła sprężystym krokiem, ale dojrzawszy chłopaka zatrzymała się, oblewając się szkarłatnym rumieńcem. Nagle zdała sobie sprawę, że jest dość skąpo ubrana.
Luce to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wpatrzył się w nią z niemym zachwytem. Była boso, zawinięta jedynie w biały ręcznik, rozpuszczone długie włosy lśniły w promieniach słońca wpadających przez okno. Okiem znawcy obrzucił jej zgrabną figurę i nogi, niebacznie spojrzał w oczy – na swoje nieszczęście. Spojrzawszy zupełnie stracił śmiałość. Tak pięknych oczu jeszcze u żadnej kobiety nie widział, tego był pewien.
Stali tak, przypatrując się sobie, przez dłuższą chwilę. Pierwsza ocknęła się Karolina i zapytała dość ostro:
- Długo będzie tak pan stał i patrzał mi w oczy? Chciałabym przejść.
- Proszę – Modrić szarmancko usunął się na bok.
Na dziewczynie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Przeszła, nie patrząc już na chłopaka. Miała dziwne wrażenie, że właśnie przydarzyło się jej coś ważnego, ale nie zastanawiała się nad tym.
- A niech to! – zaklął pod nosem Luka. – Ale ze mnie kretyn...
Zżymał się na siebie dłuższą chwilę. Nawet nie zapytał jej o imię...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mestari dnia Nie 19:27, 24 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Nie 19:24, 24 Sie 2008 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.dreamtennisfootball321.fora.pl Strona Główna » Proza... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin